poniedziałek, 16 października 2017

Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA vs. Canon FD 35 mm f/2,8 na Sony A7: trzydziestka piątka kontra trzydziestka piątka


[Rekonstrukcja testu z 2015 roku]
Wyznaję prostą zasadę, że nie ma obiektywu, którego nie da się założyć na bezlusterkowca. Oczywiście istnieją wyjątki od tej reguły, ale zbyt nieliczne by się nimi przejmować w praktyce. Użytkownicy pełnoklatkowych bezlusterkowów Sony zostali pierwotnie „zmuszeni” do próbowania na nich optyki innych producentów przez ubóstwo firmowej optyki i jej wysokie ceny. Z drugiej strony do takich prób skłania bezproblemowa współpraca aparatów Sony E z obiektywami innych producentów poprzez proste adaptery, oraz łatwość ręcznego ustawiania ostrości na wyświetlaczach ciekłokrystalicznych w wizjerze i na monitorze. To drugie jest wspomagane poprzez powiększanie obrazu oraz funkcję „focus peaking” – czyli pokazywania zarysu obszarów o najwyższym kontraście. Od początku wielu użytkowników faworyzowało obiektywy starego, "osieroconego" (czyli porzuconego przez producenta) systemu Canon FD z trzech powodów: dobra jakość, dobre ceny oraz powszechna dostępność na rynku wtórnym.


Partner testu
Zanim przedstawię wnioski z testu, czynię ważne zastrzeżenie: caveat emptor. Każdy, kto czyta moje testy musi kierować się własnym rozeznaniem przy zakupie obiektywu. Nie czynię żadnych deklaracji, że ich wyniki są naukowo obiektywne, niepodważalne i nieomylne. Wręcz przeciwnie: z pełną mocą podkreślam ich subiektywizm; są to testy konkretnych egzemplarzy, czasem używanych, obiektywów. Zawsze staram się wypożyczać egzemplarze obiektywów w jak najlepszym stanie, ze sprawdzoną historią, ale w przypadku optyki 30-letniej rzadko możliwe jest prześledzenie jej od A do Z.
Sony, Canon
Ten test wydaje się karkołomny. Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA jest około dziesięciokrotnie droższy od Canona FD 35 mm f/2,8. Jeśli do tego dołożymy magiczne słowo „Zeiss” w nazwie obiektywu Sony i dość powszechne przekonanie, że stare obiektywy projektowane do aparatów rejestrujących obraz na filmie nie nadają się do współpracy z matrycami pełnoklatkowymi Sony, wydaje się, że staruszek Canona nie ma żadnych szans w tym starciu. Tym bardziej byłem ciekaw jego wyniku.
Canon, Sony
 Canon FD 35 mm f/2,8 to obiektyw stworzony do dawno „osieroconego” przez producenta systemu Canon FD, który zniknął z rynku, gdy fotografia cyfrowa jaką znamy dzisiaj była jeszcze w sferze myślenia życzeniowego. Był to wtedy najtańszy model obiektywu Canona o ogniskowej 35 mm. Nawet w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku uważano, że stałoogniskowy obiektyw o ogniskowej 35 mm i świetle f/2,8 jest ciemny; tym bardziej dziwiło mnie promowanie obecnie przez Sony optyki Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA jako szkła zawodowego i tak wysokie ustawienie poziomu cenowego.
Canon
Testowany tutaj egzemplarz obiektywu Canon FD 35 mm f/2,8 ma z tyłu kod fabryczny U305, co oznacza, że wyprodukowano go w marcu 1980 roku. Pochodzi z serii optyki New FD, którą wtedy powszechnie krytykowano za użycie w konstrukcji dużych ilości tworzyw sztucznych; z perspektywy czasowej podejrzenia, że zmniejszy to trwałość obiektywów, wydają się bezpodstawne. Mówiąc szczerze w porównaniu z większością obecnej produkcji, optyka Canon New FD wydaje się niezwykle solidna; obiektyw Sony ma nieco metalu na zewnątrz, ale wewnętrzne mechanizmy są zrobione z tworzywa. Obydwa obiektywy mają metalowe mocowanie bagnetowe. W długotrwałym użytkowaniu obydwa obiektywy okazują się równie solidnie zrobione. Łączy je coś jeszcze: obydwa wyprodukowano w Japonii.
Kwestia relacji między Sony a marką Carl Zeiss to temat na odrębny artykuł. W skrócie można powiedzieć, że Sony ma się tak do Zeissa, jak Panasonic do Leiki. Dołączony do obiektywu certyfikat, wzorowany na dawnych czasach, nie może robić większego wrażenia, bo podobne znajdziemy obecnie w wielu produktach koreańskich.
Sony, Canon, Sony, Canon
Obiektyw Sony jest nieco dłuższy od Canona, ale proporcje zmienia konieczność dodania do tego drugiego adaptera pozwalającego zachować możliwość ostrzenia w pełnym zakresie odległości obrazowych. Ponadto adapter wyposażony jest w pierścień pozwalający przymknąć przysłonę do wartości roboczej. Tu jedna uwaga: pierścień musi był w pozycji „Open” w chwili zakładania na obiektyw, aby przymykanie przysłony było możliwe. Dlatego zmienianie obiektywów na adapterze w trakcie fotografowania jest dość skomplikowane i jeśli mamy kilka obiektywów Canon FD, najwygodniej jest na stałe mieć założony oddzielny adapter na każdy z nich..
    
Canon, Sony
Canon FD 35 mm f/2,8 ma przysłonę 5-pięciolistkową i minimalną odległość ostrzenia 0,35 m. Obiektyw Sony ostrzy od takiej samej odległości 0,35 m, natomiast 7-listkowa tylko teoretycznie po przymknięciu nieco lepsze odwzorowanie nieostrych punktów światła; w praktyce obydwa obiektywy oddają je jako bardzo podobne wielokąty. Ciekawe różnice pojawiają się, gdy fotografujemy obydwoma obiektywami z tej samej, niewielkiej odległości: kadr z Sony (z lewej) jest nieco ciaśniejszy niż z Canona (z prawej):
Sony, Canon
Wyjaśnienie jest proste. Canon to obiektyw z tradycyjnym ostrzeniem poprzez ruch całego członu optycznego, podczas gdy Sony wyposażono w wewnętrzne ogniskowanie. To ostatnie jest niezastąpione w optyce z autofokusem, ale pociąga za sobą niewielką zmianę ogniskowej przy przechodzeniu od nieskończoności do minimalnej odległości ostrzenia. Canon „trzyma” ogniskową w całym zakresie ostrzenia.
Winietowanie
Analizę własności optycznych zacznijmy od winietowania. Sony to mały obiektyw z niewielką źrenicą wejściową przedniej soczewki. Efekt takiej konstrukcji w postaci winietowania jest do przewidzenia, ale rzeczywiste wyniki widoczne na zdjęciach są uderzające: obiektyw winietuje mocno przy pełnym otworze przysłony i efekt ten nie znika całkowicie nawet po przymknięciu do f/11. Canon winietuje nieco przy f/2,8 ale już przy f/5,6 winietowanie znika prawie całkowicie.
 Przysłona f/2,8:
Sony f/2,8; Canon f/2,8
Przysłona f/5,6:
Sony f/5,6; Canon f/5,6

Dystorsja
Obydwa obiektywy mają minimalną dystorsję beczkowatą; należy stwierdzić, że pod tym względem są bardzo dobrze skorygowane i można ich śmiało używać w fotografii architektury.
Sony, Canon
 
Ostrość i kontrast
Przejdźmy dalej do analizy ostrości. Z góry byłem przekonany, że środek jak środek, ale brzegi w nowoczesnym obiektywie szerokokątnym Sony stworzonym specjalnie do matrycy pełnoklatkowej muszą być lepsze niż w stareńkim Canonie. Wyniki testu okazały się nieco inne. Wszystkie zdjęcia oczywiście zostały wykonane ze statywu; różnice w kadrze są ponownie spowodowane tym, że Sony tylko w nieskończoność ma pole widzenia obiektywu o ogniskowej 35 mm. Spójrzmy najpierw na obraz przy pełnym otworze przysłony.

Zdjęcia ułożone są według następującego klucza:


Sony środek

Canon środek

Sony brzeg

Canon brzeg

Przysłona f/2,8:
Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg
W środku kadru obraz z Sony jest nieco ostrzejszy i bardziej kontrastowy. Brzegi są słabsze na zdjęciach z obydwu obiektywów, ale można je uznać za w pełni użyteczne; o dziwo, Sony nie jest wcale lepszy od Canona, i bardziej w nim przeszkadza mocne winietowanie, o którym już pisaliśmy.


Przysłona f/4:

Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg
Już przy przysłonie f/4 ostrość i kontrast poprawia się w środku obrazu z Canona na tyle, że nie odstaje on od jakości obiektywu Sony przy tej samej przysłonie. Na brzegu obrazu w Canonie też jest lepiej - i to lepiej niż w Sony, gdzie nie widać poprawy po przymknięciu.
 
Przysłona f/5,6:
Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg
Jakość obrazu przy f/5,6 wyrównuje się w całym polu obrazowym i trudno znaleźć większe różnice między obrazkami z dwóch obiektywów, chociaż dałbym przewagę Canonowi na brzegu dzięki nieco lepszej ostrości. Ponadto cały czas widać jak silnie winietuje Sony.
 
Przysłona f/11:
Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg
Przy przysłonie f/11 jakość obiektywów jest właściwie nieodróżnialna. To, że brzegi na zdjęciach z Sony stają się równie ostre, co środek dopiero przy f/11 może wynikać z krzywizny pola, uniemożliwiającej jednoczesne uzyskanie ostrości w środku i na brzegu w jednej płaszczyźnie.
 
Przysłona f/16:
Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg
Przy przysłonie f/16 widać już niewielki spadek ostrości wywołany przez dyfrakcję.

Wnioski: Obiektyw Sony jest nieco lepszy w środku obrazu przy pełnym otworze przysłony. Canon dogania go środkiem już przy f/4 a brzegiem wychodzi lekko do przodu. Przy f/11 obiektywy dają właściwie nieodróżnialne obrazki. Nie tego się spodziewałem; optyka 35-letnia tak dobrze spisuje się na trudnej matrycy Sony? Gdzie jest zatem ten powszechnie głoszony postęp w optyce? (Podpowiedź: oczywiście postęp jest, ale raczej nie w przypadku ciemnych obiektywów stałoogniskowych).
Jako, że zdjęcia testowe pokazywały płaski obiekt (collage), dołączam jeszcze zdjęcia pejzażu wykonane przy f/2,8 i f/11.
Najpierw pełen kadr.
Ponownie zdjęcia ułożone są według następującego klucza:


Sony środek

Canon środek

Sony brzeg

Canon brzeg

Przysłona f/2,8:
Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg
 
Przysłona f/11:
Sony środek, Canon środek
Sony brzeg, Canon brzeg

Aberracja chromatyczna
Pora obalić kolejny mit: powszechnie uważa się, że nowe obiektywy projektowane do aparatów cyfrowych mają mniejsze problemy z aberracją chromatyczną niż stara optyka. Czasem tak, a czasem nie. W tym przypadku ponownie Canon jest lepszy od Sony.
Zdjęcia wykonane przy przysłonie f/2,8; z lewej Sony, z prawej Canon:
Sony f/2,8; Canon f/2,8
Nawet przy pełnym otworze przysłony Canon właściwie jest wolny od aberracji chromatycznej, a na zdjęciu z  Sony widać wyraźnie niebieskawe obwódki na nieostrej krawędzi światła i cienia. To niestety kolejny efekt wewnętrznego ogniskowania. Ostrzenie poprzez ruch całego członu optycznego zastosowany w Canonie lepiej sobie radzi z tą wadą optyczną. Oczywiście w oprogramowaniu – czy to w samym aparacie Sony czy w trakcie późniejszej obróbki - łatwo wyeliminować taką aberrację chromatyczną i pewnie dlatego Sony nie zadało sobie trudu idealnego skorygowania samego obiektywu.

Bokeh
Na koniec jeszcze kilka słów o sposobie odwzorowania nieostrych punktów światła. Pod tym względem żaden z dwóch testowanych obiektywów nie zdobyłby nagrody. Przy pełnym otworze przysłony bokeh jest co najwyżej neutralne; po przymknięciu pojawiają się wielokąty, nieco tylko przyjemniejsze w przypadku Sony.
Zdjęcia ułożone są według następującego klucza:


Sony f/2,8

Canon f/2,8

Sony f/11

Canon f/11
Sony f/2,8; Canon F/2,8
Sony f/11, Canon f/11
 
Krótkie wnioski
Co wynika z tego testu? Na pewno nie to, że Sony to obiektyw słaby. Wręcz przeciwnie: to bardzo dobra optyka z kilkoma tylko „wpadkami”, do których należy zaliczyć silne winietowanie, aberrację chromatyczną oraz słabsze brzegi obrazu przy dużych otworach przysłony, przy czym dwie pierwszy wady są łatwe do skorygowania w oprogramowaniu. Tym bardziej zdumiewające jest to, jak dobry okazał się Canon. Automatyczne ustawianie ostrości w obiektywie Sony nie było dla mnie dostatecznym usprawiedliwieniem różnicy w cenie. Niezależnie od ceny, gdybym miał wybrać spośród tej pary obiektyw lepszy optycznie, właściwie w każdej kategorii wskazałbym na Canona. Zatem nic dziwnego w tym, że postanowiłem zachować ten właśnie obiektyw, a za pozostałe w portfelu pieniądze kupić kilka innych zabawek fotograficznych.
Na koniec kilka zdjęć wykonanych aparatem Sony A7 i obiektywem Canon FD 35 mm f/2,8; jako że adapter jest czysto mechaniczny, aparat nie rejestruje roboczego otworu przysłony. Większość zdjęć zrobiona przy f/2,8.
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/5,6

Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8

Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8

Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/4
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8
Canon FD 35 mm f/2,8; przy f/2,8
Dziękuję firmie http://www.interfoto.eu za wypożyczenie obiektywu Sony Zeiss Sonnar T* FE 35 mm F/2,8 ZA do testu.

Test summary
Thirty-five vs. thirty-five: Sony Zeiss Sonnar T* FE 35mm f/2.8 ZA and Canon FD 35mm f/2.8 tested on Sony A7
This is a test I performed in 2015 when analyzing lens options for Sony A7, my first full-frame mirrorless camera. The Sony Zeiss Sonnar T* FE 35mm f/2.8 ZA had very good reputation but I was not ready to pay the high price it commanded for such a slow lens. I decided to give the Canon new FD 35mm f/2.8 lens a try, although given the tenfold price difference and mantra repeated by some that film-era lenses were incompatible with modern sensors, that seemed like a battle lost by the Canon before it even started.
The copy of the Canon I tested was manufactured in March 1980, and although the new FD series lenses were back then criticized for being overly plasticky, their construction seems decent by today’s standards. The IF design of the Sonnar makes it prone to some focus breathing, something not bothering the Canon, where the entire front of the lens is moved for focusing.
Vignetting. The small entrance pupil of the Sony causes it to vignette strongly at f/2.8 and the problem does not completely go away even at f/11. The Canon vignettes slightly at f/2.8 but the illumination evens out across the frame already at f/5.6
Distortion. Both lenses have minimum amounts of barrel distortion; they are so well-corrected that I would use them for architectural photography with no reservations.
Sharpness and contrast. I had assumed beforehand that edge image quality had to be better in the new lens made specifically for full-frame sensors. Results proved me wrong. At f/2.8 the central sharpness and contrast is slightly better in the Sony, while edges are worse – but acceptable - in ether lens; surprisingly the Sony is no better than the Canon, and the aforementioned strong vignetting is really disturbing on the Sony. Canon’s central sharpness and contrast improve by f /4 to Sony’s levels at the same aperture, while edges improve too and better the Sony, which does not show any edge improvement. At f/5.6  image quality evens out across the frame and it is difficult to pinpoint any differences between the two lenses; I would give a slight to nod to the Canon for edge sharpness; besides Sony still vignettes heavily. At f/11 the quality between the two lenses is indistinguishable.  Perhaps the Sony has field curvature preventing it from achieving equal sharpness between center and edge until stopped down to f/11. At f/13 diffraction kicks in.
Chromatic aberration. I was truly puzzled by the results here, as new lenses should be better corrected than old ones. Not true in this case. At f/2.8 the Canon is virtually free from CA, which is quite visible in the Sony. This might follow from IF design of the latter. Certainly, Sony cameras have embedded profiles correcting images from specific lenses for CA, so perhaps this is why the designers did not bother to correct the lens better than they did.
Bokeh.  Bokeh from either lens is mediocre at best.
Sony is not a bad lens by any means. On the contrary: it is a very good glass with a few shortcomings, such as strong vignetting, chromatic aberration and inferior edge sharpness image at large aperture openings; the two former faults are easily correctable by the camera firmware or later by image processing software. This makes the Canon look truly excellent. For me autofocus alone did not prove to be a sufficient argument in favor of the Sony or justification of its high price tag. Regardless of the price, on virtually all counts I would give a slight edge to optical performance of the Canon. No wonder I kept the lens, and used the spare cash to finance some other photographic toys. I am not saying there is no progress in optical designs. There has been a lot of progress in the recent three decades, but it must have ignored slow primes.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Edward Hartwig: Przypadek według Edwarda H.

  Rekonstrukcja rozmowy jaką w roku 1997 Iza Makiewicz-Brzezińska odbyła z gigantem polskiej fotografii – Edwardem Hartwigiem. Iza M...